Zapowiadało się całkiem spokojnie. Mieliśmy wypożyczyć skuter i objechać w 2-3 dni okolice miejscowości Pakse na pd. Laosu, w poszukiwaniu lokalnych wiosek plemiennych… Los jednak spłatał nam figla 😛 Choć natrafiliśmy na sporo atrakcji, to naszego głównego celu nie udało się zrealizować w 100% 😉 Przeżyliśmy za to jedną z najbardziej ekscytujących przygód!!! Ale zacznijmy od początku 😉
Zaczęło się od odwiedzenia małej plantacji kawy. Pierwszy raz widzieliśmy ją w naturalnej odsłonie 😉 Przypadkowo natknęliśmy się też na krzewy z ananasami!! Byliśmy pewni, że rosną one na drzewach a tu taki psikus 😉😛 Na lokalnym targu znaleźliśmy takie cuda jak: jaszczurki, żaby, ślimaki, huby drzewne, z których robi się wódkę, jadalne owoce lotosu. Spotkaliśmy grupę kobiet palących fajki, wykonane z bawolich rogów, a także duże, wykonane z bambusa, z których paliły również dzieci. Obserwowaliśmy ludzi brodzących w wodzie na polu z ryżem, tkających na prostych, drewnianych konstrukcjach; spotkaliśmy chłopaka, który ustrzelił z procy wiewiórkowato podobne stworzonka i niósł je na sprzedaż, a nawet poznaliśmy rodzinę, która hodowała małpy, aby je później zjeść lub sprzedać!!! Oczywiście podziwialiśmy też górskie krajobrazy i okoliczne wodospady!
Nic nie wskazywało, że kompletnie zboczymy z wyznaczonego na roboczej mapce szlaku i że nastąpi załamanie pogody… A więc stało się – utknęliśmy w ostrej ulewie, w ciemnościach, regularnie rozświetlanych potężnymi błyskawicami. Byliśmy tak w zasadzie „pośrodku niczego” wysoko w górach, w niedostępnej puszczy, na drodze, która była dopiero we wczesnym stadium budowy, w błocie po kolana, tak że nasze dalsze przemieszczanie się skuterem nie miało najmniejszego sensu. Jednym słowem totalna beznadzieja!!! 😔I nagle pojawiła się ona – wspaniała, wielka ciężarówka.😍 Zapakowaliśmy się na pakę wraz ze skuterem, który przytrzymywaliśmy siłą własnych rąk, nóg, brzuchów i pojechaliśmy z naszymi wybawicielami prosto przed siebie. Cieszyliśmy się, że nie zostaliśmy sami. Pomyśleliśmy, że jesteśmy uratowani. Aż do momentu, w którym ciężarówka ugrzęzła na stromej skarpie! Już po chwili jednak, nastąpiła błyskawiczna akcja ratunkowa! Wyobraźcie sobie, że na poboczu stała koparka, do której wskoczył jeden z jadących z nami mężczyzn i pchnął „naszą” ciężarówkę od tyłu.😁 Ufff, udało się! Ruszyliśmy dalej! 😃Nie mamy pojęcia jak długo tak jechaliśmy, byliśmy mokrzy, zziębnięci, zestresowani, zmęczeni i głodni. Zostaliśmy przygarnięci na kolację z noclegiem w obozie pracowników budowlanych z Wietnamu, którzy tam stacjonują. Uwierzcie, chyba nigdy miska ryżu z „wodorostami” nie smakowała tak dobrze 😉 😀
Następnego dnia trzeba było jechać dalej..a droga mimo, że nie rozpieszczała, to na całe szczęście nie była przykryta aż tak bardzo deszczem i po kilku godzinach dotarliśmy do twardej nawierzchni 😀 Musieli czuwać nad nami aniołowie i dziękujemy im za to! Obiecujemy też, że będziemy ostrożniej analizować wszelkie pokonywane przez nas kolejne trasy! 🙏