Jak to zwykle przy naszych podsumowaniach bywa…nie jesteśmy w stanie uporządkować wszystkich myśli. Na przemian wyskakują nam przed oczami najpiękniejsze obrazy i przygody, których tam doświadczyliśmy. Przedstawiamy Wam zatem Laos ‚po naszemu’ :)? Jest on krajem innym od tych, które do tej pory odwiedziliśmy. Urzekł nas…ale na swój sposób 🙂 Jednak zacznijmy od początku!

Zdecydowanie ubolewamy nad tym, że tak mało czasu spędziliśmy z lokalnymi ludźmi i to wcale nie dlatego, że chcieliśmy. Przeciwnie, podejmowaliśmy próby zbliżenia się do miejscowych i chcieliśmy zrobić wolontariat, ale zgłosiliśmy się zbyt późno i nie było wolnych miejsc. Autostop też nie do końca pomógł, bo po pierwsze nie ma tu za wielu samochodów, a jak już pojawią się na drodze, to bardzo często są prowadzone przez…obcokrajowców – Wietnamczyków, Chińczyków czy Tajów. Także nawet i w drodze nie było szansy na bliższe poznanie. Ostatnia nadzieja w postaci couchsurfingu również upadła, gdyż takowy tu praktycznie nie działa. Laotańczycy są dość nieufni, onieśmieleni i trochę jakby obojętni. Może to z powodu bariery językowej, gdyż znajomość  angielskiego jest naprawdę śladowa, a może po prostu mają taki styl bycia? W gruncie rzeczy, to bardzo mili i sympatyczni ludzie, ale raczej nie ‚od pierwszego wejrzenia’ 😉

 

Postanowiliśmy skupić się więc na naturze, bo to naszym zdaniem olbrzymie bogactwo tego kraju. Niekończące się wręcz połacie lasów pokrywają niemal całą powierzchnię kraju. Wielkie dżungle, w których niejednokrotnie błądziliśmy i które oferują turystom zjazdy na linie, czy górskie trekkingi, niezliczone wodospady i błękitne laguny, które zapraszają na orzeźwiającą kąpiel, mroczne jaskinie, Mekong i około rzeczne atrakcje takie jak podróże łodzią, spływ kajakiem albo tubbing i motyle!!! Motyle, za którymi wzdychaliśmy tu setki razy 🙂

Niesamowite jest tu także zróżnicowanie etniczne w tym niewielkim kraju. Nadal można dotrzeć tu do plemion, które pomimo dostępu do wszelkich nowinek technicznych, żyją niemal niezmiennie od wielu lat. Takie sytuacje można zastać przede wszystkim na północy – im bliżej granicy z Chinami, tym łatwiej (m.in okolice Luang Namtha, Muang Khua, Phongsaly). Dla nas docieranie do takich miejsc, to coś, co najbardziej nas kręci i napędza do działania. Spotkane przypadkowo podczas pracy w polu w swoich oryginalnych strojach panie z plemienia Akha, które kompletnie nie były przygotowane na to, że ktoś wesoło im pomacha i tym samym na chwilę oderwie od codziennego obowiązku, to chwile, które  wynagradzają nam wszystko inne. A przede wszystkim, nieustępliwą porę deszczową.

 

Tak naprawdę, dopiero gdy wyjechaliśmy z Laosu, zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak było nam tam spokojnie, cicho, dobrze. To usiane niewielkimi miasteczkami i wioskami państwo, w którym nawet stolica jest stosunkowo mała w porównaniu z azjatyckimi metropoliami sprawia, że naprawdę można tu odpocząć od wszelkiego zgiełku. Życie płynie tu zupełnie bez pośpiechu. Nam to absolutnie nie przeszkadzało, bo i my nigdzie się nie spieszyliśmy. W pełni więc zasymilowaliśmy się z otoczeniem, co bardzo polecamy wszystkim, którzy wybierają się do Laosu. Żeby nie było jednak zbyt spokojnie, dla równowagi bardzo łatwo można również znaleźć miejsca głośne, tętniące życiem i przepełnione turystami takie jak Don Det, Luang Prabang czy Vang Vieng.

W kraju tym, już na pierwszy rzut oka zachodzą bardzo wyraźne zmiany. Przybywa coraz to nowych odcinków dróg i tam rzecznych, budynków czy plantacji. Widać jak nad krajem czyha ręka zagranicznych (głównie chińskich i wietnamskich) inwestorów, którzy są łasi na coraz to nowe obszary pod uprawy.

Laos nie jest specjalnie promowaną destynacją turystyczną i to też jest w naszych oczach jego dużym atutem. Jego kuchnia również kryje się w cieniu sąsiedniej Tajlandii, Wietnamu czy Chin. Na pewno wszystkie te smaki gdzieś się po drodze wymieszały, ale pewne detale pozostały niezmienne. Od strony kulinarnej najbardziej zapamiętamy Laos w kilku odsłonach. W porze śniadaniowej jeśli nie jedliśmy bagietek z jajkiem, to zajadaliśmy się wegetariańską wersją zupy Foe z makaronem, warzywami i dodatkami tj. chili, limonka, sos rybny, pasta z krewetek i wszelkiego rodzaju zielenina. Wszystkie te składniki to znak rozpoznawczy, że danie na pewno będzie ‚po laotańsku’ 🙂

Do obiadu obowiązkowo wjeżdżał klasyk w postaci kleistego ryżu, podawanego w specjalnych, bardzo charakterystycznych koszyczkach, z dodatkiem bukietu warzyw. Wcinaliśmy palcami, formując coś na kształt spłaszczonej kulki (trochę jakby łyżki) służącej do nabierania potrawy.

Na szczególną uwagę zasługuje na pewno latoańska, smoliście czarna kawa, której ziarna pochodzą z tutejszego płaskowyżu Bolaven. Może nie jest to najlepsza kawa świata, ale ma na pewno swój wyrazisty i oryginalny smak. A w połączeniu z gęstym, słodkim skondensowanym mleczkiem tworzy smaczną kombinację, doskonałą na rozbudzenie ospałych myśli 🙂

Stęsknieni za pieczywem, bardzo cieszyliśmy się z pozostałości po czasach kiedy Laos był częścią francuskich Indochin – BAGIETEK! Dzięki nim, można było też na chwilkę odpocząć od azjatyckiej kuchni.

Latończycy uwielbiają grillowane mięso i to w zasadzie wszelkiego gatunku. Na stołach pojawia się wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Znajdziecie tu psy, szczury, wiewiórki, nietoperze, ptaki, ropuchy, jaszczurki, karaluchy, ślimaki, pająki, a nawet wysoko cenione płody bawołu czy skrzepniętą krew kaczki w formie galaretki. Niektóre z nich to prawdziwe przysmakami, choć zapewne trudno jest nam to sobie wyobrazić. Zawsze jednak warto pamiętać o tym, że to, co nam smakuje, jest niczym innym, jak wynikiem kulturowych przyzwyczajeń. Choć w przypadku Laosu, nie tylko…

Niektóre z tych potraw pojawiły się też w codziennym jadłospisie z powodu biedy i głodu podczas wieloletnich bombardowań, które miały miejsce w czasie wojny w Wietnamie. Pomimo faktu, iż Laos pozostał neutralny, przez 9 lat USA spuściły na na niego największą liczbę bomb w historii świata.

Pomimo ogromnej tragedii, chcielibyśmy, żebyście wiedzieli, że Laotańczycy są bardzo dzielni i poradzili sobie z nią. Pewnie byłoby im łatwiej gdyby kraje, które są temu winne, teraz równie ochoczo zajęły się usunięciem niezliczonych niewypałów. Zakończymy jednak pozytywnym akcentem, a mianowicie rozrywką 😀

Najbardziej popularne jest tu bez wątpienia karaoke i loterie. Mieszkańcy Laosu po prostu uwielbiają drobne gry hazardowe oraz popołudniowe śpiewanie do mikrofonu. Aż strach pomyśleć jak wyglądałoby ich życie towarzyskie, gdyby nagle zamknięto wszystkie tego typu lokale? 🙂

Jak zapamiętamy Laos? Zielono, nieco deszczowo, dziko, lokalnie, rzecznie, górzyście, plemiennie, bagietkowo, wolno, cicho…naturalnie 🙂 Chętnie tam jeszcze kiedyś wrócimy…szczególnie na północ tego interesującego kraju!

LAOS

4 thoughts on “Laos…bogactwo natury!”

  1. Kulinarnie i przyrodniczo – super. Azjatyckie destynacje dopiero przede mną więc z przyjemnością poczytałem i obejrzałem piękne fotki. Czekam na więcej ( Wiewiórek na tależu trochę mi szkoda, bo te same karmiłem w Kenii kokosami 🙂

    1. Polecamy Azję zdecydowanie..im szybciej tym lepiej..jako, że wiele miejsc bardzo szybko zmienia się diametralnie. Niestety naszym zdaniem na gorsze 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *