Dziś napiszemy o determinacji, która niesamowicie napędza naszą podróż. Nie oznacza to, że ją ułatwia. Czy jednak zawsze w życiu chodzi o to, żeby było łatwiej? Na to pytanie już każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
Tak się wraz z Maćkiem dobraliśmy, że lubimy stawiać sobie wyzwania. Jesteśmy fanami poznawania, próbowania, zdobywania i poszukiwania nowych dla nas rzeczy. Takie z nas dwa uparciuchy, które jak już sobie coś upatrzą, wymyślą, wymarzą, to potrafią tak długo wiercić przysłowiową ‚dziurę w całym’, aż uzyskają konkretną informację albo dotrą do upragnionego celu. Jesteśmy też dowodem na to, że nawet gdy inni wokół mówią, że ‘czegoś się NIE da’, to mimo wszystko warto sprawdzić, bo a nuż się da!
Tak też między innymi po wielu trudach, dociekliwościach, rozmowach, zbiegach okoliczności, a może dzięki przeznaczeniu, dotarliśmy do odległej górskiej wioski w Birmie, do której nigdy wcześniej nie dotarł żaden biały człowiek. Sami nie wiemy kto był bardziej podekscytowany tym spotkaniem. Lokalni ludzie okazywali nam ogrom sympatii, a ich gościnność przerosła wszelkie oczekiwania.
Innym razem, w północnym Laosie, pomimo przeciwnościom losu (albo naszej dezorganizacji :P?), nie ulegliśmy pokusie wygody i nie wsiedliśmy do autobusu. Zamiast tego, uparcie, pomimo obolałych pleców i zmęczenia, stanęliśmy na drodze łapiąc stopa. Dzięki temu, trafiliśmy na kierowców, którzy zaprosili nas na obiad do przydrożnej restauracyjki, której właściciele wychowywali najprawdziwszego niedźwiedzia!!! Dzięki temu mogliśmy zakolegować się z najprawdziwszym niedżwiadkiem – ot takie zwyczajne zwierzę domowe 🙂
Determinacja prowadzi nas do miejsc, w których przeżywamy piękne chwile, ale to też przez nią toczymy niejednokrotnie walkę z własnymi słabościami, obawami i fizycznymi ograniczeniami. Działo się tak m.in gdy uczyliśmy się nurkować w Indonezji, zdobywaliśmy Basecamp Annapurny w Himalajach, podróżowaliśmy skuterem przez wielgachne i zatłoczone do granic możliwości miasta w Indiach czy Wietnamie, przedzieraliśmy się wspak przez wodospad w Laosie, czy skakaliśmy ze spadochoronem w Australii.
Nasze marzenia staramy się realizować przy zachowaniu zdrowego rozsądku. Analizujemy ryzyko i ewentualne niebezpieczeństwa możliwie najbardziej. Wychodzenie ze strefy komfortu łączy się również z porażkami, potknięciami, a nawet nieoczekiwanymi wizytami na Ostrym Dyżurze. Czasem wystarczy drobne otarcie o rafę koralową, które spowoduje infekcję, gorączkę i potrzebę przyjmowania antybiotyków przez tydzień. Taką sytuację mieliśmy w Malezji, ale przykładów możnaby mnożyć 🙂 Za każdym razem wyciągamy wnioski i bogatsi o nowe doświadczenia idziemy dalej przed siebie!
Wiemy też, że w trudnych chwilach możmy liczyć na wsparcie z wielu stron. Od lokalnych ludzi, nowych znajomych, od naszych bliskich, którzy myślą o nas każdego dnia, a także od niezaprzeczalnego kompana naszych pomysłów @Allianz Polska. Świadomość, że możemy liczyć na pomoc zespołu, który jest dostępny przez 24h na dobę, daje nam dodatkowego kopa do podejmowanie wyzwań. Dzięki wielkie @Allianz Polska, to dla nas wiele znaczy!
*Wpis powstał w ramach współpracy z Allianz Polska