Dziś zabieramy Was w dość nietypowe miejsce, które odwiedziliśmy w Nowej Zelandii na wyspie Północnej. Jest to też JEDYNA płatna atrakcja, na którą się zdecydowaliśmy 🤑Czy warto było wydać aż 34 nowozelandzkie dolary💰❓ Oceńcie sami.

 

Wai O Tapu, bo o nim mowa, to aktywny geotermicznie obszar, obfitujący w gejzery i źródła termalne. Co typowe dla takich miejsc, w powietrzu unosi się przykry dla nozdrzy zapach, podobny do odoru zgniłych jajek. To nic innego jak siarkowodór. Obecność minerałów w gazach wulkanicznych oraz temperatura źródeł osiągająca nawet 300°C nie stwarza najdogodniejszych warunków do życia 😂 Całość krajobrazu wypełniają kłęby gorącej pary, które unoszą się nad powierzchnią zbiorników wodnych i które w zetknięciu z zimnym powietrzem ‚ochładzają się’ do ok. 70°C.

 

Pomimo, że obszar ten zyskał miano najbardziej śmierdzącej części Nowej Zelandii, to prawdę powiedziawszy, my aż tak tego nie odczuliśmy, serio 😂. Albo mamy tak zaprawione nosy👃, albo owego dnia wiały na tyle sprzyjające wiatry, że skutecznie rozwiewały unoszący się śmierdzący zapach siarkowodoru 😷Zwiedzanie rozpoczęliśmy od gejzeru Lady Knox. Jest to takie małe widowisko, polegające na tym, że miła pracownica parku przychodzi, opowiada historię tego miejsca okraszoną wesołymi anegdotkami, a następnie wrzuca coś (⁉️) w komin gejzera. Po dosłownie kilku minutach słychać coraz głośniejsze bulgotanie, po czym dochodzi do eksplozji. Jak za sprawą magicznej różdżki, wielki słup cieczy wystrzeliwuje z komina na wysokość kilku metrów, a ludzie z aparatami w rękach ustawieni wokół barierki zaczynają cykać fotki (patrz i my 😜). Jest to nasze pierwsze spotkanie z gejzerem i mimo, że powinniśmy być tym wszystkim podjarani, to… nie byliśmy 😛Wiemy, że jest to bardzo popularne miejsce, które co roku odwiedza sporo turystów, ale mimo wszystko mieliśmy nieco większe oczekiwania 😜

Mało tego, za sprawą mojej porywczej natury wkurzyłam się nawet na to całe widowisko i na to, że świadomie zapłaciłam za to grube hajsy 😜 Wtedy do akcji wkroczył Maciek, który chwycił mnie za rękę i powiedział: ‚Chodź, jeszcze sporo do zobaczenia przed nami’. No i poszliśmy połazić wszelkimi możliwymi ścieżkami.

Zwracam zatem szybciutko honor temu miejscu. Cały park jest niezwykle interesujący pod kątem geologicznym, jak i wizualnym oczywiście. Gorące źródła, bulgoczące pola błotne, gejzery i zbiorniki w kraterach wygasłych wulkanów to spora atrakcja. Nie powinno zatem dziwić ogromne zainteresowanie, przekładające się oczywiście na liczbę turystów 🙃

 

Oryginalne i zróżnicowane zabarwienie zbiorników wodnych, jakie można tu zaobserwować, to wynik złożonych związków chemicznych. Jako, że zawsze byłam nogą z chemii, nie będę się tu teraz wymądrzać znajomością zachodzących tu reakcji 😜 Musicie uwierzyć nam na słowo, że jest pięknie albo najlepiej przekonać się na własne oczy i…nosy podczas własnej wyprawy do Nowej Zelandii 👃😜

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *