Pewnego dnia zamarzyliśmy, aby popływać z wielorybami…🐋❤️ Po tym, jak zrobiliśmy kurs nurkowania i zasmakowaliśmy odrobiny tego olbrzymiego podwodnego królestwa, oczywistym było, że rozochocimy się na tyle, że będziemy chcieli sięgnąć po więcej 😍 W zeszłym roku, jeszcze w Australii skorzystaliśmy z opcji pływania wraz z nimi na wschodnim wybrzeżu, jednak byliśmy tuż przed rozpoczęciem sezonu i zwierzaki nie za bardzo były zainteresowane zbliżającymi się do nich turystami. Interakcji w zasadzie nie było. Czuliśmy lekkie rozczarowanie, ale nie zamierzaliśmy się poddawać 😜Zaczęliśmy uporczywie zgłębiać temat i przeszukiwać internetowe czeluści. Poszukiwania doprowadziły nas do Doroty i Łukasza (Via Mundo), pary podróżników, których szczegółowa, blogowa relacja ze spotkania z wielorybami wywołała u nas sporą ekscytację!

 

Padło zatem na Królestwo Tonga 🇹🇴 Miejsce, które jest domem humbaków!! Właśnie tam każdego roku przypływa ich tysiące, aby urodzić i wychować młode, a także aby dać początek życia kolejnym małym wielorybiątkom 😜 Zrobiliśmy zarys tego, co i kiedy musiałoby się wydarzyć. Nakreśliliśmy ramy czasowe i znaleźliśmy się na łódce, która (jako jedna z dwóch) płynęła z Nowej Zelandii na Tonga 🇹🇴.

 

Dzielnie znosiliśmy wszelkie trudy żeglugi, a także czerpaliśmy to, co najlepsze w takiej przygodzie. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że wyjątkowo w tym roku, wieloryby później pojawiają się w okolicy. Musieliśmy zatem trochę poczekać… Na początku byliśmy tym faktem zasmuceni. Trochę obwinialiśmy się za coś, czego nie byliśmy w stanie przewidzieć, ani czemu nie mogliśmy zapobiec, ale z czasem zrozumieliśmy, że to wszystko dzieje się po coś. Może wieloryby chciały dać nam lekcję pokory 😜❓

 

Aby móc pływać z wielorybami, należy skorzystać z licencjonowanego przewodnika. Jest wiele zasad, których należy przestrzegać, aby nie zakłócać spokoju zwierząt 🐳 Zależało nam przede wszystkim na tym, aby wybrać takiego operatora, dla którego dobro wielorybów jest najważniejsze. Wybraliśmy sprawdzony kontakt i zdecydowaliśmy się na lokalnych przewodników z Taiana’s Resort na wyspie Uoleva. Aż w końcu nadszedł długo wyczekiwany przez nas dzień, który zapamiętamy na zawsze…Warunki pogodowe były świetne i widzieliśmy naprawdę dziesiątki wielorybów. Byliśmy świadkami spektakularnego, akrobatycznego’ przedstawienia, podczas którego humbaki regularnie wyskakiwały nad powierzchnię wody przez około 20 minut tuż nieopodal łodzi❗️Po jakimś czasie znaleźliśmy się bardzo blisko wielorybicy z małym 😍 Przewodniczka uznała, że zwierzęta zachowują spokój, nie odpływają i możemy powoli, po cichutku wślizgnąć się do wody. I wtedy stało się – podpłynęliśmy jeszcze bliżej i zobaczyliśmy je oko w oko: mamę z małym❗️

 

To było coś przecudownego❗️ Chcieliśmy, aby ta chwila trwała jak najdłużej… Samica była bardzo młodą matką i jej dziecko też stosunkowo małe (taki noworodek 😂). Możliwe, że nie czuli się swobodnie w naszym towarzystwie, a może coś ich spłoszyło, gdyż po kilku minutach spokojnie odpłynęli kawałek dalej.

 

Później wskoczyliśmy do wody jeszcze dwukrotnie, ale już przy dwóch dorosłych osobnikach. Jednak interakcja również trwała dość krótko. Będąc w wodzie słyszeliśmy przepiękny wielorybi śpiew 🎶 który pozostanie w naszej pamięci na długi czas ❤ Wiedzieliśmy, że mieliśmy naprawdę bardzo dużo szczęścia. 100%-owa skuteczność i to za pierwszym razem❗️ Większość osób, z którymi rozmawialiśmy przylatuje tu i od razu wykupuje kilkudniowe pakiety, aby zwiększyć prawdopodobieństwo zobaczenia humbaków, a czasami i tak wracają rozczarowani 🙁 Nikt nie jest w stanie niczego zagwarantować, gdyż na koniec dnia i tak to przecież wieloryby decydują 😎 A trzeba przyznać, że to wcale nie jest tania atrakcja. My skorzystaliśmy z lokalnej firmy, która była najtańsza, ale przede wszystkim miała bardzo dobre rekomendacje. Koszt takiego 7-8 godzinnego dnia na łodzi to 250 TOP (ok. 500 PLN na głowę👌). W innych miejscach ceny wahały się od 350-650 TOP 😱
Choć nasze serducha zamarły z wrażenia, a łzy same cisnęły się do oczu, to jednak w naszych snach wykreowaliśmy sobie nieco inne spotkanie z wielorybami. Wyobrażaliśmy sobie siebie wraz z nimi, zanurzonych w morskiej toni. Czytaliśmy relacje ludzi, którzy doświadczyli nawet godzinnej sesji w towarzystwie humbaków, w zupełnym spokoju i harmonii. Miesiącami wizualizowaliśmy sobie właśnie taki scenariusz 🙃 Choć dostaliśmy bardzo dużo i byliśmy za to ogromnie wdzięczni, to zgodnie podjęliśmy decyzję, że popłyniemy raz jeszcze. Że skoro przebyliśmy taki szmat drogi i poświęciliśmy tyle czasu i energii, aby znaleźć się właśnie tutaj, w Ha’apai, w Królestwie Tonga, na środku Pacyfiku, w jednej z najlepszych światowych miejscówek, aby ujrzeć te podwodne ssaki, to po prostu bylibyśmy stuknięci, jeśli odpuścilibyśmy sobie jeszcze jednej próby❗️

 

Słowo się rzekło! I była to jedna z mądrzejszych decyzji w naszej podróży❤️ Kilka dni później, 5. sierpnia przypływa po nas łódka z tą samą przewodniczką Finau. Długo z Nią rozmawiamy, opowiadamy Jej o nas, naszej podróży i o tym, czego tak bardzo pragniemy. Finau kładzie swoją rękę na moim ramieniu i ze spokojem wypowiada magiczne wręcz słowa: ‚Zobaczycie je’.
Pogoda nie zachęca do spędzenia całego dnia na wodzie. Jest pochmurno, są spore fale i od czasu do czasu pada. Przez moment zastanawiamy się czy może nie odpuścić? Nie odpuszczamy, płyniemy. Gdzieś w oddali widzimy dwie inne łódki wypatrujące wielorybów. Przyspieszamy zostawiając je daleko w tyle. Skupienie na łodzi jest ogromne, wszyscy (poza nami jest nasz kapitan Peter oraz para młodych Duńczyków) wytężają wzrok i wspólnymi siłami wypatrują fontannę wody wystrzeliwanej w powietrze. Tak właśnie szuka się wielorybów (od czasu do czasu muszą one wypłynąć na powierzchnię, aby wziąć oddech 😜).
Nagle, daleko przed nami, w pobliżu małej wysepki, zauważamy statyczną masę szarego cielska, a tuż po chwili dwie fontanny. Jedna z nich jest duża, a druga znacznie mniejsza. Już wiemy, że mamy przed sobą mamę z małym. Postanawiamy podpłynąć bliżej, cały czas obserwując zachowanie zwierząt, które niemalże się nie poruszają. Dryfują na powierzchni wody i nie robią sobie kompletnie nic z faktu, że jesteśmy nieopodal. Wyłączamy silnik łodzi i czekamy. Mama z małym pozostają na powierzchni!! Po kilku minutach przewodniczka daje nam sygnał, że możemy powoli, po cichu wskakiwać do wody.
I dzieje się to, co widzieliśmy już w naszych snach 😍😍😍 Prawie półtorej godziny (maksymalny dopuszczalny limit) snoorkujemy tuż przy kilkunastometrowej wielorybicy i jej dziecku. Wielorybia mama odpoczywa, od czasu do czasu przymykając swoje wielkie oczyska. Młody jednak wcale nie ma ochoty na odpoczynek. Jest nas bardzo ciekawy. Podpływa, robi fikołki i półobroty. Jego ruchy są niezdarne i widać, że dopiero uczy się swojej wyporności. Od czasu do czasu odpływa trochę od matki w naszym kierunku, ale po chwili wraca, przebywając w okolicy maminego pyska. Prawie cały czas matka czule dotyka małego. Niby odpoczywa, ale jest też jednocześnie cały czas czujna. Coś przepięknego ❤🐳🐳

 

 

 

Zupełnie nie czujemy lęku, choć jesteśmy tak blisko największych zwierząt, które kiedykolwiek widziały nasze oczy 🐋😍 Zdajemy sobie jednak sprawę z ich potęgi i zachowujemy bezpieczną odległość. Nie wiemy jak mogłoby się skończyć silniejsze machnięcie płetwą wycelowaną prosto w naszym kierunku. Nie mamy zamiaru tego sprawdzać. Gołym okiem widać, kto w takim starciu miałby większe szanse 😜

 

Półtorej godziny mija za szybko… Finau daje znak, abyśmy wracali na łódź. Odpływamy od zwierzaków, mając je jednak w zasięgu wzroku. Przemoczeni i trochę zmarznięci, ale za to podjarani do granic możliwości wcinamy z apetytem lunch. Mija godzinka od momentu, kiedy wyszliśmy z wody. Wtedy pada pytanie: ‚Czy chcemy spróbować wejść raz jeszcze do wody?’. Odpowiedź, jak zapewne się domyślacie, jest oczywista. Zwierzaki nadal są obok nas. Mama odpoczywa, a młody uczy się wstrzymywać oddech. Niesamowite!!! Naprawdę nie boją się nas i nie przeszkadzamy im zupełnie! Gdyby tak było, już dawno dałyby nura i tyle.
Wchodzimy zatem raz jeszcze i przez KOLEJNĄ GODZINĘ napawamy się widokiem. Już na spokojnie. Bateria w gopro jest rozładowana, emocje choć cały czas ogromne, to już jakby spokojniejsze. Trzymamy się z Maćkiem za ręce i podziwiamy te majestatyczne ssaki z każdej strony. Ogarnia nas fala niesamowitej czułości, wzruszenia i szacunku. Mały nawet figlarnie zaczepia Maćka wchodząc z Nim w kilkuminutową interakcję, jakby kopiując jego ruchy❤️ Przeżywamy coś, czego po prostu nie da się opisać słowami, czujemy się jak we śnie✨ Żyjemy tym jeszcze przez kilka kolejnych dni, a zamykając oczy widzimy te same, żywe obrazy w okalającym błękicie oceanu 😍

 

 

Wydaje nam się, że dlatego warto jest mieć marzenia 💥 Ale nie można tylko do tych marzeń wzdychać, trzeba również dążyć do ich realizacji ❤💥

 

To jak…kto chętny na spotkanie z wielorybami?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *