Birmański Nowy Rok zwany Świętem Wody (Water festival), to wielkie narodowe święto, które jednocześnie jest też wielkim szaleństwem 🙂 Zazwyczaj wypada w połowie kwietnia i trwa przez 4 dni, przygotowując ludzi na buddyjski Nowy Rok (Thingyan). Każdy, kto w tym czasie wyjdzie na ulice wraca kompletnie mokry. Ba! Nie tylko na ulice, regularna wodna walka trwa również na obrzeżach miast i maleńkich wiosek, a także w najmniej oczekiwanych miejscach, jak choćby w restauracji czy sklepie 🙂 W ruch idą miski, wiadra, beczki, pistolety i węże od małych do tych strażackich 😀 Można powiedzieć, że to jak nasz polski Śmigus Dyngus tylko 100-krotnie wzmocniony 😉 Przy większych skrzyżowaniach i ruchliwszych miejscach wyrastają jak grzyby po deszczu głośniki z dudniącą muzyką i scena, wokół której pojawia się zarówno tańczący tłum, jak i oblewający go polewacze z wężami:) Obstawione są też drogi międzymiastowe 🙂 Średnio co 100 metrów stoją grupki zaopatrzone w wiadra i sikawki 😉 I nie ma, że boli, dostaje każdy bez wyjątku. Jak się dowiedzieliśmy, te kilka dni luzu i wariactwa to jedyne dni w roku, w trakcie których Birmańczycy mogą się wyluzować i szaleć do woli i jest na to nawet odgórne przyzwolenie władz państwa. Poza wodą, również alkohol leje się tu dość obficie. Obywatele świętują po całości 🙂 🙂 Wydaje się to być całkiem niezłym przeżyciem, ale uwierzcie, że podróżowanie w takich warunkach wcale nie jest łatwe, a już na pewno nie jest bezpieczne mając przy sobie trochę elektroniki 🙂 😀 Dlatego my z czystym sumieniem zrobiliśmy sobie kilkudniowy przystanek i świętowaliśmy wraz z Birmańczykami na wesoło 🙂 🙂 Wykrzykując wielokrotnie „Happy New Year”… w kwietniu 🙂
- Mrauk-U – magiczne miejsce z niezwykłą okolicą
- Nocleg w buddyjskim klasztorze