karabach3-1

Niestety nie mieliśmy szczęścia z pogodą i nie zrealizowaliśmy planu naszej wycieczki w 100%, ale za to ludzie, których spotkaliśmy na swej drodze zrekompensowali nam to w 100%!!! 🙂 Zacznę od tego, że pisząc i myśląc o Armenii mamy też w głowie Górski Karabach, czyli terytorium zamieszkałe przez Ormian, które jest przedmiotem sporu pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Obszar ten jest kontrolowany przez miejscowych Ormian wspieranych przez Republikę Armenii. Pomimo odrębności, którą mieszkańcy Karabachu podkreślają bardzo często, dla takich laików jak my nie ma jednak zbytniej różnicy – mam nadzieje, że nikogo tym stwierdzeniem nie uraziłam:) Aby dostać się do Karabachu, potrzebna jest wiza (my wyrobiliśmy ją w pół godziny jeszcze w Erywaniu). Mieszkańcy Karabachu mówią po ormiańsku, używają ormiańskiej waluty i wyglądają tak samo :))) W ramach ciekawostki dodam, że Armenia jest najstarszym chrześcijańskim państwem świata – wiedzieliście o tym? Bo my nie!

A więc w całej Armenii mieszka ponad 3 mln ludzi, z czego blisko połowa przebywa w stolicy – Erywaniu i to właśnie tutaj rozpoczęliśmy naszą ormiańską przygodę. Nie trudno nie zauważyć street artów, które niezwykle umilają piesze wędrówki:) Zwróciliśmy rownież uwagę na różowe – „tufowe” budownictwo, które dość mocno odróżnia sie od naszych polskich szarych blokowisk. Jesteśmy jego fanami;) Interesujące wydało nam się, że w mieście jest dość cicho jak na stolice, a co więcej, bardzo czysto ??!!! Szczerze, to nie byliśmy w żadnym muzeum, kościele ani nie zaliczyliśmy klasycznych ‚must see’ , za to przemierzyliśmy to miasto po swojemu:)

Poszliśmy do „Chess House” (Domu szachowego), w którym odbywają się międzynarodowe szachowe rozgrywki, a także wiele eventow związanych z tą dyscypliną sportową. Spotkaliśmy tam stróża, który tuż przy wejściu zaproponował Maćkowi partyjkę :))) Po rozgrywce poszliśmy do sali głównej, w której nagle pojawiła się spora grupka dzieciaków – na oko pierwszoklasistow, wystrojonych jak na rozpoczęcie roku szkolnego. Nauczyciel usadził ich i przypomniał na szybko kilka zasad. Także przez przypadek byliśmy świadkami lekcji szachów (w Armenii dzieciaki mają w szkołach takie zajęcia w ramach programu nauczania!!). Pózniej trafiliśmy do miejsca (Gold market), które prawdopodobnie jest mekką wszystkich znawców, amatorów i pasjonatów wyrobów ze złota i srebra. W wielkim skrócie, jest to skupisko wszystkich i wszystkiego, co jest związane z wyrobami ze złota, jego przeróbką, projektowaniem czy zakupem. Znajduje się to w jednym, dużym kilkupiętrowym budynku, w którym ludzi jak mrówek 🙂 Aż zapragnęłam jakiejś błyskotki…niestety nasz budżet na to stanowczo nie pozwalał 😉 Ciekawym miejscem, do którego udało nam się dotrzeć, choć znajduje się trochę na obrzeżach miasta, jest fabryka dywanów – Megerian Carpet Factory. Można podejrzeć tam kobiety, które w tradycyjny sposób, ręcznie tkają przepiękne dywany. Proces ich wyrobu jest dość długi (oczywiście w zależności od rozmiaru), ale efekt oszałamiający!!! 🙂 Na nas zrobiło to dość duże wrażenie. Polecamy!

Tak bardzo chcieliśmy zobaczyć również trening oryginalnego sportu – kokh (ormiański odpowiednik wrestlingu), że na niego nie zdążyliśmy 🙂 Aby poczuć sie choć troche lepiej, sfotografowaliśmy sale, gdzie takie zajęcia sie odbywają 😉 Urzekły nas również kaskady, szczególnie wieczorowa porą:) Jest to rozpościerający się na wzgórzu kompleks architektoniczny, który z zewnątrz wygląda jak wielkie białe schody z białego porfiru. Zdobią go kwiaty, rzeźby oraz fontanny. Wewnątrz na 3 piętrach znajduje się muzeum. A wokół kaskad jest bardzo przyjemny park z rzeźbami twórców światowej sławy! 🙂

Hmmm w kwestii kuchni…to powiem po krótce, że wegetarianie mogą mieć małe problemy, aby dostać tu coś pożywnego i smacznego 😉 Ale z głodu na pewno się tu nie umrze, o nieeee 🙂 Popularnością cieszą sie bułki w rożnej postaci, z przeróżnym nadzieniem. Są one wypiekane na bieżąco w przydrożnych piekarenkach niewielkich rozmiarów. Dlatego bardzo łatwo dostać taki przysmak na ciepło!! 🙂 Zdziwiła nas „drożdżówka” w postaci naszego pączka z nadzieniem z…ziemniaków – dość zaskakujące, ale smaczne 🙂 Mieliśmy rownież okazję skosztować w Karabachu klasycznych placków wypełnionych mnóstwem ziół – zhangaliow. Nie mam pojęcia ani jakie dokładnie, ani ile dokładnie rodzajów ziół sie w nich znajduje, ale były one wyjątkowe smaczne! Zupełnie przez przypadek, trafiliśmy rownież do pasieki, gdzie objedliśmy się przekozackim miodem! Maciek przypłacił to użądleniem, ale zdecydowanie było warto! 🙂

Przed wyjazdem z kraju czytaliśmy blogi i relacje rożnych podróżników. Niewiarygodnym wydawało nam się, gdy ludzie opisywali swoje doświadczenia odnośnie gościnności Ormian. Jednak doświadczylismy tego na własnej skórze, a raczej na własnych skórach 🙂 Zapytany o drogę w małej mieścinie, wieczorową porą chłopak, zaprosił nas do swojego rodzinnego domu na kolacje z noclegiem!!! Przy okazji poznaliśmy jego liczną i przemiłą rodzinę, która potraktowała nas niemalże jak parę królewską 😉 Kolejnym przykładem jest chociażby pomoc kierowcy, ktory zgarnął nas z ulicy, podwiózł nas tam, gdzie chcieliśmy (pomimo, że zmierzał w innym kierunku), przysłał po nas kierowcę kiedy skończyliśmy zwiedzanie, zaprosił na obiad, kawę, herbatę, koniak, słodycze, owoce i jeszcze ofiarował nam prezent na „odchodne”- czaaad! Nie wiem czym zasłużyliśmy sobie na tyle dobra :)))? Może to za sprawą modlitw w tych wszystkich monastyrach ;)…których rzeczywiście jest tu sporo i naprawdę każdy jest inny!!!

Tak w skrócie chciałam jeszcze tylko na koniec dodać, że Karabach wcale nie jest taki straszny jak go malują media. Fakt, jest tam dużo wojskowych, ale to zupełnie jak w moim rodzinnym mieście Żaganiu 🙂

ARMENIA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *