Kiedy zgarnia Cię z drogi pierwsze jadące auto po dwu godzinnej wędrówce 👍😂 Kiedy jest to ciężarówka wypełnioną po brzegi ludźmi 🚛👫 Kiedy dostajesz drewniane krzesełko na pace pomiędzy najstarszymi seniorkami 🙋👸 Kiedy okazuje się, że jedziesz na ceremonię pogrzebową połączoną z zaręczynami 😱❓… wiesz już, że to nie będzie zwyczajny dzień 😜
Podczas autostopowej podróży wokół Timoru Wschodniego działo się naprawdę sporo. Jednym z fajniejszych przeżyć było na pewno uczestnictwo w wieczornej ceremonii poprzedzającej pogrzeb, jak i w samym pogrzebie seniorki rodu. Timorczycy są katolickiego wyznania, jednak nadal jest to trochę wymieszane z lokalnymi obrzędami. Pogrzeb, to dość duże wydarzenie, na którym pojawiają się wszyscy członkowie rodziny. Ciało przetrzymywane jest w domu, aby wszyscy przybysze mieli możliwość osobistego pożegnania ze zmarłą. Przybywamy na miejsce wieczorem. Docieramy jako ostatni i wszyscy na nas czekają. Wieziemy w darze świnię i ozdobne materiały (tais). W różnych regionach kraju, panują nieco inne zasady, ale każdy dokładnie wie ile czego powinien na daną ceremonię dostarczyć 😜 Czasem jest to kilka sztuk świń, kozłów albo bawołów, czasem wspomniane wyżej ręcznie tkane materiały. Jest to tradycja, cały czas praktykowana i przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Zostajemy poczęstowani papierosami i lokalną używką – betelem, następnie pojawiają się słodkości wraz z kawą i herbatą, a na koniec jemy kolację. W naszym przypadku, bezmięsna opcja to suchy ryż z ketchupem 😜 Ale i tak jest spoko 👍 Wszystkiemu towarzyszy lokalne winko. Za kulisami odbywa się najważniejsze – spotkanie z przodkami. Polega to mniej więcej na tym, że przedstawiciele płci męskiej siedząc w kręgu, towarzyszą duszy zmarłej w przeprawie ‚na drugą stronę’. Aby w spokoju mogła wkroczyć w kolejny etap. Co dokładnie tam się dzieje, nie wiemy. Choć wtykamy nosy i dopytujemy z zaciekawieniem, nasza znajomość lokalnego języka jest zbyt ograniczona 🤓
Śpimy wszyscy razem, na podłodze w dużym salonie. Wokół nas jest około 30 innych osób. Rankiem, wstajemy jako pierwsi, aby wziąć ekspresowy prysznic. Po szybkim śniadaniu rusza konwój w stronę cmentarza – 5 ciężarówek wypełnionych po brzegi ludźmi. Telepie nami na wszystkie strony, jedziemy drogą, której nie ma żadnej mapie i dwukrotnie grzęźniemy w błocie. Jest wesoło, słońce pali niemiłosiernie, a niektórzy uraczeni winem ledwo trzymają się poręczy 😜 Docieramy na cmentarz, który jest usytuowany w rodzinnej wioseczce zmarłej. Sam pochówek odbywa się w podobnej formie, do tej znanej nam w Polsce, z tym że nie towarzyszy temu ksiądz❓ Mężczyźni wykopują dół, a kobiety śpiewają płacząc i lamentując. Na koniec grób obsypywany jest kwiatami, zapala się świeczki i składa symboliczne, drobne ofiary w postaci ciastek, owoców i napojów. Na sam koniec odmawiana jest modlitwa i powoli wszyscy opuszczają cmentarz.
Teraz czas na kolejne ustalenia. Przy okazji pogrzebu, kiedy rodzina jest w komplecie, można omówić szczegóły zaręczyn. Do tego potrzebni są przedstawiciele młodej i młodego. Zazwyczaj są to wujkowie lub kuzyni, nigdy rodzice. Ustalane jest data ślubu i ‚cena’. W regionie, w którym się znajdujemy, są najdroższe kobiety w całym Timorze 😜 Rodzina młodego zatem będzie zobowiązana przekazać na rzecz rodziny młodej całkiem sporo. Ostatecznie dochodzą do konsensusu i cena zostaje ustalona. My wracamy obdarowani jednym bawołem i jednym kozłem. Zatem pierwsza ‚rata’ spłacona 😜Najważniejsze, że wszyscy są zadowoleni i przygotowania do ceremonii ślubnej czas zacząć 😍