Jako, że w Nowej Zelandii nie zabawiliśmy zbyt długo, to łatwo było ogarnąć nam kwestię kosztów 🙂 Co więcej, nasz pobyt trwał tyle, co 2 tygodniowy urlop czyli podobnie do większości osób, które odwiedzają NZ mieszkając i pracując w Polsce. Jako, że kraj ten uchodzi za jeden z droższych turystycznych destynacji, pomyśleliśmy, że niektóre informacje okażą się pomocne podczas planowania Waszej wyprawy 😎
Do Nowej Zelandii przylecieliśmy we dwoje👫, 23 maja 2019r. z Sydney i spędziliśmy tam 1️⃣4️⃣ pełnych dni 😜Wszystkie nasze wydatki pogrupowaliśmy, sumując każdego nowozelandzkiego dolca 💰 i dodając krótki komentarz:
🌏 NASZA TRASA: Queenstown ▶️ Wanaka ▶️ Roys Peak ▶️ Tekapo ▶️ Mt Cook ▶️ Christchurch ▶️ Kaikoura ▶️ trasa Queen Charlotte ▶️ Nelson ▶️ prom z Picton do Wellington ▶️ Tongariro Alpine Crossing ▶️ Wai-O-Tapu ▶️ Rotorua & Ohinemutu ▶️ Blue Springs Putaruru ▶️ Coromandel ▶️ Opua & Paihia & Waitangi – Bay of Islands ▶️ Auckland
🚐 TRANSPORT: skorzystaliśmy z BEZPŁATNEJ opcji relokacji auta, która polega na odbiorze auta, należącego do danej wypożyczalni, z miejsca A i dostarczenie go we wskazanym terminie do miejsca B. Odebraliśmy samochód w Queenstown, a dostarczyliśmy go do Auckland i mieliśmy na pokonanie tej trasy dokładnie 14 dni. Staliśmy się ‚opiekunami’ auta na cały ten okres NIEODPŁATNIE 👌
⚠️ Ale jako, że czekało nas wiele kilometrów trasy, zdecydowaliśmy się wykupić ubezpieczenie (coś jak odpowiednik polskiego autocasco) które NIE jest obowiązkowe i za które zapłaciliśmy 345$.
🛢 PALIWO: 685$, przy czym przejechaliśmy około 3000km. Gdybyśmy jechali w ‚linii prostej’, wydalibyśmy o połowę mniej 😜
⚒ USTERKA: 20$, złapaliśmy gumę. Mieliśmy ogrom szczęścia, gdyż dostaliśmy oponę w bardzo dobrym stanie od właściciela toru gokartowego (za darmo❗️). Miał na zbyciu dziesiątki różnych opon i widząc nas w potrzebie, po prostu nam ją dał. Z kolei jego kolega mechanik pasjonat, który wymienił nam oponę nie chciał żadnych pieniędzy za niedzielną ‚usługę’. Wcisnęliśmy mu do kieszeni 20$ na piwko 🍺.
⛴ PROM z Picton do Wellington za dwie osoby dorosłe + samochód: 185$
📱JEDNA KARTA SIM (z pakietem internetowym i możliwością dzwonienia): 51$
🍽 UŻYWANY SPRZĘT CAMPINGOWY (kuchenka, butelki z gazem, patelnia, garnek, sztućce i 2 talerze zakupiony w dniu przylotu przez ‚fb marketplace’ ): 35$
🍌🍳🥫🥝 WYŻYWIENIE: 315$, dwukrotnie zrobiliśmy duże zakupy w najtańszym supermarkecie i gotowaliśmy sobie sami (poza dwukrotnym wypadem ‚na miasto’, gdzie zaszaleliśmy za łączną kwotę 35$ 😜)
🎈PŁATNA ATRAKCJA: 65$, bilety wstępu do Wai-O-Tapu
🛏 ZAKWATEROWANIE: 0$, spaliśmy głównie w aucie, dwukrotnie u znajomych poznanych dzięki naszemu blogowi, a raz dzięki serwisowi internetowemu @Couchsurfing👍
🛁 PRYSZNIC: 18$, 3-krotnie skorzystaliśmy z odpłatnego prysznica, a 3-krotnie z darmowego. Daje to ‚średnią higieniczną’ w postaci kąpieli co 2,5 dnia. Bywało gorzej 😂
KWOTA ŁĄCZNA: 1719$
👆Wszystkie powyższe kwoty podana są w dolarach nowozelandzkich i nie uwzględniają ceny biletów lotniczych ✈️❗️
✅ Z pewnością przy kilku pozycjach dałoby się jeszcze bardziej zaoszczędzić, ale u nas wyglądało to tak, a nie inaczej.
✅ Jeśli nasunęły Wam się jakieś pytania, albo chcielibyście podzielić się własnymi doświadczeniami, nie krępujcie się 😜
Jak coś jest niejasne, to też walcie śmiało. Wiecie gdzie nas szukać 😘
🌀 A tak na marginesie, jesteśmy ciekawi, czy zdecydowalibyście się na wypad do Nowej Zelandii w takiej formie, jak zrobiliśmy to my 😜❓
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby
Janusz, dzięki za podzielenie się Twoimi doświadczeniami. Współczujemy takiej perspektywy, to na pewno! Nas najwyraźniej NZ oszczędziła, bo nie doświadczyliśmy 95% niedogodności o których piszesz i to też kolejny świetny przykład na to jak inaczej można postrzegać to samo miejsce. Mamy nadzieję, że znalazłeś już odpowiednie miejsce dla siebie 🙂 Daj znać gdzie jest polecałbyś żyć i dlaczego 🙂 My póki co testujemy Oslo. Pozdrawiamy i życzymy Wesołych Świąt 🙂 o&m
Oslo może być, ale po roku-dwóch może być nudno. Zależy z czego żyjecie. I jakie traficie lato. Przenieście się 200 km na północny zachód, bliżej piękności kraju. Są liczne. Pytacie o miejsca do życia czy podróży? Można mieszać jedno z drugim, tylko świat szlag trafił. Teraz to nic nie jest normalne. A, współczuć nie przyjmuję. Zakładam też, że to nie kpina.
W Norge nie ma KOMARÓW!!!!!!! O meszkach nie wspomnę….
sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:
konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….