O trekkingu w Himalajach zamarzyłam już kilka lat temu, kiedy obejrzałam zdjęcia z wysokogórskiej wyprawy moich serdecznych znajomych. Już wtedy wiedziałam, że zrobię wszystko, aby tam dotrzeć. I… udało się! To niesamowite uczucie, kiedy jedno z marzeń po prostu się spełnia 🙂 Dlatego zaprawdę powiadam Wam – warto marzyć, stawiać sobie cele, bo wszystko zależy tak naprawdę od nas samych. Ograniczenia są tylko i wyłącznie w naszych głowach!
Ani Maciek, ani ja nie jesteśmy „ludźmi gór” i nie możemy zbytnio pochwalić się osiągnięciami w tej dziedzinie, ale nie jesteśmy też totalnymi laikami czy zwyczajnie leniuchami bez kondycji. Zawsze staraliśmy się prowadzić raczej aktywny tryb życia i sport towarzyszył nam w naszej codzienności, ale trekking w wysokich górach, to jednak trochę inna bajka 😉 Wielodniowa, kilkugodzinna wędrówka każdego dnia z kilkunastoma kilogramami na plecach daje się we znaki. Codzienna walka z zakwasami, własnymi słabościami, żołądkowymi problemami, chłodem, upałem, zmianami ciśnienia, hektolitrami potu, z niemocą i zwyczajnym ludzkim zmęczeniem niektórych zniechęca, a innych wręcz motywuje do działania. My zdecydowanie jesteśmy wyznawcami tej drugiej opcji.
Zazwyczaj to, co przychodzi zbyt łatwo, równie szybko odchodzi w zapomnienie. Uważamy, że aby osiągnąć swój cel, trzeba się nieźle natrudzić. Tylko wtedy ma to sens, tylko wtedy jest to pełnowartościowe „zwycięstwo”. Tylko wtedy to daje satysfakcję i spełnienie. Taką właśnie satysfakcję czuliśmy każdego dnia, w ciągu każdej godziny, minuty, a nawet sekundy, przemierzając niekończące się wręcz szlaki i podziwiając piękno otaczającej nas przyrody. Widząc w oddali oblodzone szczyty ośmiotysięczników i słysząc osuwające się z nich kamienie zdaliśmy sobie sprawę jak „maciupeńkimi” istotkami jesteśmy, jaką te góry mają historię, ile czasu trwało zanim się w ten sposób ukształtowały. Nagle po prostu zobaczyliśmy to, co wałkowaliśmy na lekcjach geografii i co wydawało się czymś tak odległym jak wyprawa na Księżyc. Zrozumieliśmy też dlaczego wysokogórska wspinaczka tak wciąga. Choć my zaledwie tego spróbowaliśmy, to zaczęło nam się układać w jedną całość dlaczego himalaiści uzależniają się od tego typu doznań. Dlaczego pomimo olbrzymiego ryzyka decydują się na kolejne wyprawy. Po prostu tak jest 🙂 Można oddać się temu „szaleństwu” bez pamięci. Podziwiamy tę determinację, umiejętności, sprawność, wytrzymałość, wytrwałość w przygotowaniach, siłę psychiki i wiele innych.
Życzymy Wam, jak i sobie nawzajem, aby do wszelkich przeciwności podchodzić z wysoko podniesioną głową pełną kreatywnych pomysłów, a w razie niepowodzeń, nie zniechęcać się, tylko próbować dalej. Życzymy Wam spełnienia i satysfakcji!
- Przestaw się na Nepali Time
- Buty…koniecznie wygodne!
To jest jedno z moich marzen, dotrzec do Base Camp na Everescie ! Lub po prostu zobaczyc Everest z bezpiecznej odleglosci ! wydaje mi sie jednak, ze chyba bym nie podolala 🙁 zazdroszcze !
Klaudia! Wszystko jest do zrobienia! Uwierz nam, że znamy sporo osób, które weszły bez większego przygotowania..nawet dzieci, które dotarły do EBC 1. Trzymamy kciuki za Ciebie i zachęcamy do nie poddawania się w przedbiegach! 🙂