W planach na Nepal wolontariatu wcale nie było na naszej liście. Tym bardziej cieszymy się, że mogliśmy doświadczyć czegoś tak cudownego. Otóż zdecydowaliśmy się pojechać na wolontariat do małej górskiej wioski Pipaldanda, która praktycznie w całości ucierpiała podczas trzęsienia ziemi w 2015 roku. Naładowało nas to ogromną energią, pozytywną mocą, chęcią bycia jeszcze lepszymi ludźmi, zrozumieniem, pokorą, szacunkiem do natury i różnorodności tego świata, otwartością na to, co odmienne, ochotą ciągłego poznawania i doświadczania. Wstyd się przyznać, ale oboje pierwszy raz w życiu uczestniczyliśmy w wolontariacie – lepiej jednak późno, niż wcale 😉 Jeśli sami się wahacie, to bez obaw! Nie ma się nad czym głowić i szkoda czasu na rozmyślania. My, dzięki znajomości z założycielką fundacji „Ej, odbudujmy Nepal” (www.odbudujmynepal.pl), dowiedzieliśmy się o możliwości takiej pomocy. Zdecydowaliśmy się dołożyć swoją cegiełkę – dosłownie, jak i w przenośni, aby komuś było choć trochę lepiej.
Tutaj tylko w niewielkim stopniu rząd wspiera ludzi, którzy stracili swoje domy podczas trzęsienia. Uszkodzone budynki z zawalonymi dachami i belkami, przeraźliwie popękanymi ścianami stoją i straszą możliwością rozsypania się właściwie w każdym momencie. Ludzie, aby otrzymać jakiekolwiek wsparcie finansowe muszą najpierw dokonać doszczętnej rozbiórki domu i segregacji materiałów (kamienie do kamieni, drewno do drewna, blacha i glina w osobne miejsce). Problemem jest już na samym początku górzystość terenu – najzwyczajniej nie ma gdzie tego składować (najczęściej z tych samych materiałów będzie zbudowana w przyszłości nowa chatka). Poza tym brakuje też rąk do pracy… Wiele domostw zamieszkują starsi, schorowani ludzie, matki z dziećmi, czy samotne osoby, które w tragiczny sposób straciły bliskich. Od ponad półtora roku ludzie ci żyją w bardzo skromnych warunkach – tymczasowych schronieniach z blachy i desek. Dzięki temu, że zimy są tu dość łagodne są w stanie przetrwać. Choć za chwilę w nocy będzie tam około 0 stopni! Przekonaliśmy się na własnej skórze, że taka pomoc jak nasza, to nie tylko praca fizyczna, ale również duży zastrzyk mobilizacyjny. Mieszkańcy są bardziej zmotywowani i budzi się w nich iskierka nadziei i wiary, że się uda.
Żyje się tam bardzo skromnie, niejeden z Was zdziwiłby się, że w ogóle tak się da! U tych ludzi na twarzach nie widać jednak złości na cały świat za niesprawiedliwość losu. Ich życie toczy się swoim rytmem, a oni są pogodni. Trafiliśmy do rodziny, którą szczerze pokochaliśmy. Dostaliśmy do spania łóżko!!! w „magazynku” z kukurydzą, w którym nocą harcowały myszy i pająki, a pod drzwiami mieszkały 2 pokaźnych rozmiarów bawoły. Tworzyliśmy wspólnie wesołą ekipę 😉 Ciężka fizyczna praca umilana była drobnymi przerwami na pogawędki, naukę gry w karty, herbatę, owoce, czy słynny nepalski dal bhat (czyli „kopa” ryżu z warzywami, piklami z rzodkwi i wodnistą zupką strączkową). Prysznice w zimnej wodzie ze strumienia na polu z ziemniakami, toaleta „na kucaka”, jedzenie rękami, najbliższy sklep oddalony godzinę drogi, ale w zamian przepiękne gwiaździste niebo, niesamowita cisza i spokój, przepiękna natura, obfitość warzyw i owoców, zero jakiejkolwiek chemii w czymkolwiek. Pełna harmonia z naturą. Jakiż to paradoks mieć tak wiele naturalnego dobra, które jednocześnie jednego dnia może zabrać dach nad głową. Moglibyśmy tak pisać i pisać chyba w nieskończoność… Tak, czy inaczej tego typu wolontariat polecamy każdemu, kto planuje odwiedzić Nepal i nie tylko. To niesamowite doświadczenie, którego my na pewno nigdy nie zapomnimy!!!
- Pasupatinath – najświętsze miejsce w Nepalu
- Przestaw się na Nepali Time