Gdy podczas całodniowego, intensywnego zwiedzania nagle uświadamiasz sobie, że powoli zapada już zmrok, a Ty nie masz miejsca do spania…? Szybko analizujesz sytuację i okazuje się, że rozłożenie namiotu w okolicy może nie być dobrze postrzegane przez służby porządkowe w mieście, a ceny w okolicznych hotelach są stanowczo zbyt wysokie! Co robisz? Uspokajasz myśli, rozglądasz się wokół i nagle… dostrzegasz na wprost siebie piękną smukłą buddyjską świątynię! W tym samym momencie pojawia się pomysł: „Chodźmy do klasztoru!”. No więc chwytamy się za ręce i idziemy 🙂 🙂 Lekko onieśmieleni zagadujemy przechodzącego mnicha o ewentualną możliwość rozłożenia namiotu lub kawałek podłogi… gdziekolwiek (mamy przecież karimaty i śpiwory). I bez chwili zastanowienia zostajemy przyjęci! W dodatku lądujemy w dużym, czyściutkim, przestronnym pokoju z łazienką!! Na domiar tego zostajemy jeszcze nakarmieni 🙂 Chwilę rozmawiamy z mnichem, którego pieszczotliwie określiliśmy mianem „nasz mnich”, ale robi się już późno, a według panujących tu zasad pobudka jest przed 5! więc nie pozostaje nam nic innego jak migusiem pójść spać 🙂 🙂 Rankiem, po obfitym śniadaniu zostajemy oprowadzeni po całym kompleksie, który składa się ze świątyni, szkoły, „internatu” dla uczniów, miejsca dla nauczycieli i stołówki. Wszystko bardzo zadbane i w należytym porządku 🙂 🙂 Aż miło było popatrzyć na tak świetnie zorganizowaną miejscówkę. Zauważyliśmy, że lokalni mieszkańcy bardzo szanują „naszego mnicha” i wspólnie działają na rzecz ogólnego dobra 🙂 🙂 Naładowani pozytywną energią, wypoczęci, najedzeni i przepełnieni wdzięcznością opuściliśmy to miejsce w poszukiwaniu kolejnych przygód!
- 4 dniowy Śmigus Dyngus czyli Buddyjski Sylwester :)
- Chcieć znaczy móc :)