Dziś zabieramy Was w dość nietypowe miejsce, które odwiedziliśmy w Nowej Zelandii na wyspie Północnej. Jest to też JEDYNA płatna atrakcja, na którą się zdecydowaliśmy Czy warto było wydać aż 34 nowozelandzkie dolary
Oceńcie sami.
Wai O Tapu, bo o nim mowa, to aktywny geotermicznie obszar, obfitujący w gejzery i źródła termalne. Co typowe dla takich miejsc, w powietrzu unosi się przykry dla nozdrzy zapach, podobny do odoru zgniłych jajek. To nic innego jak siarkowodór. Obecność minerałów w gazach wulkanicznych oraz temperatura źródeł osiągająca nawet 300°C nie stwarza najdogodniejszych warunków do życia Całość krajobrazu wypełniają kłęby gorącej pary, które unoszą się nad powierzchnią zbiorników wodnych i które w zetknięciu z zimnym powietrzem ‚ochładzają się’ do ok. 70°C.
Pomimo, że obszar ten zyskał miano najbardziej śmierdzącej części Nowej Zelandii, to prawdę powiedziawszy, my aż tak tego nie odczuliśmy, serio
. Albo mamy tak zaprawione nosy
, albo owego dnia wiały na tyle sprzyjające wiatry, że skutecznie rozwiewały unoszący się śmierdzący zapach siarkowodoru
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od gejzeru Lady Knox. Jest to takie małe widowisko, polegające na tym, że miła pracownica parku przychodzi, opowiada historię tego miejsca okraszoną wesołymi anegdotkami, a następnie wrzuca coś (
) w komin gejzera. Po dosłownie kilku minutach słychać coraz głośniejsze bulgotanie, po czym dochodzi do eksplozji. Jak za sprawą magicznej różdżki, wielki słup cieczy wystrzeliwuje z komina na wysokość kilku metrów, a ludzie z aparatami w rękach ustawieni wokół barierki zaczynają cykać fotki (patrz i my
). Jest to nasze pierwsze spotkanie z gejzerem i mimo, że powinniśmy być tym wszystkim podjarani, to… nie byliśmy
Wiemy, że jest to bardzo popularne miejsce, które co roku odwiedza sporo turystów, ale mimo wszystko mieliśmy nieco większe oczekiwania
Mało tego, za sprawą mojej porywczej natury wkurzyłam się nawet na to całe widowisko i na to, że świadomie zapłaciłam za to grube hajsy Wtedy do akcji wkroczył Maciek, który chwycił mnie za rękę i powiedział: ‚Chodź, jeszcze sporo do zobaczenia przed nami’. No i poszliśmy połazić wszelkimi możliwymi ścieżkami.
Zwracam zatem szybciutko honor temu miejscu. Cały park jest niezwykle interesujący pod kątem geologicznym, jak i wizualnym oczywiście. Gorące źródła, bulgoczące pola błotne, gejzery i zbiorniki w kraterach wygasłych wulkanów to spora atrakcja. Nie powinno zatem dziwić ogromne zainteresowanie, przekładające się oczywiście na liczbę turystów
Oryginalne i zróżnicowane zabarwienie zbiorników wodnych, jakie można tu zaobserwować, to wynik złożonych związków chemicznych. Jako, że zawsze byłam nogą z chemii, nie będę się tu teraz wymądrzać znajomością zachodzących tu reakcji Musicie uwierzyć nam na słowo, że jest pięknie albo najlepiej przekonać się na własne oczy i…nosy podczas własnej wyprawy do Nowej Zelandii